Przegląd tematu
Autor Wiadomość
zaniak
PostWysłany: Czw 16:40, 06 Gru 2007    Temat postu:

Chodzi o Starcrafta Smile Cylindryk grał z kumplami.. a potem to opisał Smile
mercur
PostWysłany: Czw 15:28, 06 Gru 2007    Temat postu:

alaaaalllleee o sooooo chooodziii ???
zaniak
PostWysłany: Czw 13:20, 06 Gru 2007    Temat postu:

No no Cylindryku ! Wielkie brawa !!
Opowiadanie bajer Smile Czekam na dalsze części Smile
Cylindryk
PostWysłany: Śro 23:23, 05 Gru 2007    Temat postu: Twórczość pisarka by Starożytny

Dałem Akademii to i wam dam. A co... (jakieś propozycje, gdzie by to przenieść? Walić prosto z mostu!)

Opowiadanie w świecie StarCrafta, jedynej słusznej części czyli pierwszej (+ Brood War). Smile


---------------------------------------------



Obudził mnie hałas. Potworny hałas. Otworzyłem oczy i wstałem. Zdałem sobie sprawę, że jestem w CMC-660. Rozejrzałem się. Byłem w okopach, obok mnie leżał jakiś Marine w zwykłej trzysetce. Właściwie bez brzucha. Kątem oka zauważyłem Ultraliska. Podniosłem karabin Gaussa z ziemi, przycelowałem w oko krowy i nacisnąłem spust. Nic się nie stało. Spojrzałem z niedowierzaniem na broń. Odracając głowę z powrotem w stronę Zerga, zobaczyłem paręset Zerglingów i trochę mniej Hydralisków. Potem jakiś Heavy-Support w CMC-330 walnął mnie w ramię i kazał uciekać. Biorąc pod uwagę to, co było na polu bitwy, musiałem to zrobić. To był ostatni raz, kiedy się wycofałem. Uciekając usłyszałem komunikat ataku nuklearnego. Znowu straciłem przytomność.


Tym razem obudziłem się na łóżku szpitalnym, bez zbroi, broni, okryty tylko kołdrą. Próbowałem wstać, ale poczułem okropny ból w krzyżu. Wtedy zauważył mnie medyk. Powiedział:
- Leż, dostałeś podmuchem nuke'a. Tylko zbroja cię uratowała. Musisz leżeć i odpoczywać, Siergej - mówił z uśmiechem. Swoją drogą, wtedy przypomniałem sobie, jak się nazywam. Siergiej Scully, firebat 4 korpusu desantowo-ofensywnego. Tia, ciekawe, gdzie teraz mnie przydzielą.
Po mniej więcej dwóch dniach samotności „dostałem” kolegę. Heavy-Support, który uwielbia Miniguna. Po prostu świetnie. Dowiedziałem się, że nazywa się Proxym (piękne imię, nie ma co), był w garnizonie na Braxis. Nie wiedziałem, że mamy tam jeszcze jakiś garnizon. W każdym razie, skończyła mu się amunicja i musiał zwiewać. No to tak zwiał, że wpadł prosto pod pocisk artyleryjski. Stracił rękę. Nową ma mieć w przyszłym tygodniu. Dalej podobna sytuacja co u mnie. Utrata przytomności i pobudka na pokładzie krążownika „Ostatnia Szansa”.
W końcu się doczekałem. Wypuścili mnie ze szpitala. Proxym dostał rękę z ostrzem (na co komu ostrze w CMC-330?), ja przydział do 3 oddziału zwiadowczego. Dziwnym trafem dostał się tam też ten wariat i piątka innych. Duch, medyk, Heavy-Support, specjalista od materiałów wybuchowych i jakiś technik. Po prostu świetnie. Brakowało tylko pilota i com-techa. Co prawda, za tego drugiego ja robiłem, ale do komputerów nie umiałem się włamywać. I dostaliśmy pierwszą misję. Planeta bez nazwy, nasza siódemka. Nic więcej nie powiedzieli.
Kod:

   *****
Raport z pierwszej misji zwiadowczej 3 oddziału zwiadowczego. Stan: kompletny.
Nazwisko   Imię      Ranga         Specjalizacja            Stan
Kel'Tuzad   Artus      Szeregowy      Duch                  OK
Pavlenko   Vladimir   Kapitan         Technik               OK
Scully      Siergiej      Szeregowy      Firebat                  OK
Sheazar      Alan      St. Szeregowy   Heavy-Support            OK
Sternik      Aleksander   St. Szeregowy   Medyk                  OK
Strokovsky   Proxym      Szeregowy      Heavy-Support (Minigun)   OK
Tau'aa      Azuir      Szeregowy      Heavy-Support (MW)      OK
Cel: zbadać nową planetę. Wyeliminować możliwe zagrożenia. Medyk przeszkolony na biologa.
Czas trwania misji: do 2 dni.
   *****

Tyle raportu. Przynajmniej jakaś pokrewna dusza z tego kapitana. Z Kosiarzem, bo tak wszyscy na niego mówią, za nic w świecie nie można się dogadać po rosyjsku. Z nim i resztą tylko po angielsku. Po prostu pięknie.
Załadowali nas do desantowca, wpakowali w ciężkie pancerze (jak miło), tylko duch nie chciał przyjąć. On miał Kevlara na sobie, mówił też coś o tytanicznej skórze. Jakby miało mu to coś pomóc w starciu w Ultraliskiem.
- Dobra, panowie. Mamy pełne dwa dni zabawy. Nasze zadanie: znaleźć surowce naturalne, najlepiej kryształy, pobrać próbki paru tutejszych zwierząt i przetrwać noc. Musimy poruszać się pieszo, gdyż ostatnio brakuje nam paliwa. Ale też coraz bardziej brakuje kryształów - powiedział kapitan. Zasadniczy gość z niego. Pewnie przetrwał już sporo bitew z Zergami. Albo to stary zwiadowca. - Nie rozpalamy ogniska, nie zapalamy świateł bez powodu. Używamy głównie termowizji i noktowizorów - ciekawe, jak czuje się w ciężkim pancerzu. Z tego, co słyszałem, technicy wolą pojazdy typu czołgi albo Hieny. A ten zwiadowcą jest. Ciekawostka. - Ja biorę pierwszą wartę. Potem szeregowy Tau'aa, szeregowy Scully - no, firebata na warte wystawiać, trzeba być albo głupim, albo sam nie wiem co. - Ostatnią wartę bierze starszy szeregowy Sheazar. Podczas podróży z przodu idą: Scully, Strokovsky, Sternik, ja, Tau'aa i Sheazar. Kel'Tuzad idze jakieś 200 metrów przed nami i sprawdza teren. Jakieś pytania?
- Spodziewamy się Zergów? Bo potrzebuję coś skosić - zadał pytanie Strokovsky. Wariat totalny. Jak wojna się skończy, chyba będzie trawniki kosić, tak to uwielbia.
- Nie, ale nie wykluczam takiej opcji. Wiecie, ostatnio Zergi tak jakoś przycichły. Protossi też się niepokoją z tego powodu - o, znaczy ma jakieś znajomości. Albo ma kumpla Protossa. Wtedy byłoby ciekawie. - Dobra, nie ma co gadać. Idziemy na południe, będzie trochę cieplej - powiedział, zapalając papierosa. Taa, fajki na nieznanej planecie fajna rzecz.
Doprawdy, nie wiem, jak można robić zwiad w ciężkich pancerzach. Przecież słychać je na trzy kilometry! Ech, nigdy więcej takich zwiadów. Albo jeśli już, to jakieś dłuższe. Co prawda trochę się poznaliśmy, ale nie za bardzo. I tak: Kel'Tuzad jest „wypaczonym” duchem. Znaczy posiada emocje i z nich korzysta. Co prawda ten tutaj odzyskał je dopiero niedawno, więc się uczy czuć (idiotyczne ale prawdziwe i smutne), ale jest „wypaczonym”. Dostał tą misję tylko po to, aby się uspokoić. Kosiarz naoglądał się starych filmów-rozwalanek i zakochał się w minigunie. Jego rodzina pochodziła z Niemiec. Kel'Tuzad nie wie, bo nigdy nie znał swoich rodziców. Smutne. Tau'aa zawsze lubił coś wysadzać. Jak wysadził Lurkera i cztery Hydry, dostał przydział do wojska. Anglik, z nim tylko po angielsku. Sheazar chce być operatorem Goliata. Amerykanin. Rozumie po rosyjsku, ale nie potrafi mówić w tym języku. Sternik chyba Polakiem jest. Nic nie wiem na jego temat, bo nie chce rozmawiać. Zresztą zajęty jest badaniami. Ja i Pavlenko Rosjanami jesteśmy. Nie ma to jak bratnia dusza. Dowiedziałem się, że od zawsze współpracuje z Sheazarem. Działają jak jedno ciało, jeden umysł.
Ja, Kel'Tuzad i Kosiarz nie musieliśmy nosić próbek. Ja miałem butle na plecach i M56 w rękach. Kel'Tuzad nie może niczego nosić, gdyż musi być szybki i wszędzie się zmieścić. Strokovsky miał miniguna i amunicję. Najgorsza ta amunicja. Cholernie ciężka. Reszta nie miała tak łatwo. A problemy miały się dopiero zacząć.
W południe drugiego dnia doszliśmy na polanę. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na małe stado Rhydonów. Zdaje się, że nas zauważyły, bo zrobiły się strasznie nerwowe.
- Cicho. Mam złe przeczucia. Wydaje mi się, że są tutaj Zergi - mówił przyciszonym głosem Artus. Nie było powodu mu nie wierzyć, zwłaszcza że Duchy zawsze miały wyostrzone zmysły. Swoją drogą, każdy głupi by zauważył, że te Rhydony mają chitynowy pancerz zamias skóry. No dobra, nie każdy, tylko ja, jedyny znający większość stworzeń Roju i rodzaje ich infekcji na tej misji. W każdym razie podrzuciłem M56 na ramię, przycelowałem i ustawiłem miotacze ognia na komendę głosową. W ten sposób mogłem korzystać niejako z dwóch broni naraz.
- Artus, Kosiarz i Scully idą na drugą stronę polany. Tau'aa, chcę mieć drogę na zachód od nas zaminowaną. Sheazar ciê os³ania. Medyk zostaje ze mną. Cicho i gazem.
Jak rozkazał dowódca, tak się stało. Prawie. Azuir nie zdążył zaminować drogi, kiedy pierwszy z stworów zaczął szarżować na nas. A co my zrobiliśmy? Nie czekając na rozkaz otworzyliśmy ogień. I to był błąd. Co prawda pierwszy Rhydon padł od razu, jak tylko dostał serię w łeb, tak pozostałe trzy stwory już nie. A od tyłu zaszły nas Zerglingi, więc zrobiło się naprawdę kiepsko. Odwiesiłem M56 na zaczep na butli, odwracając się w stronę Zerglingów powiedziałem „ogień” i, wystawiając ramiona przed siebie, zacisnąłem pięści. Z naramienników wystrzelił napalm. Kosiarz rozkręcił miniguna i zaczął roznosić Rhydony. Duch odstrzelił łeb jednemu z kundli, reszta spłonęła.
Wtedy Artus walnął mnie w ramię, żebym się do niego odwrócił. Gdy kończyłem obrót, zauważyłem największego Rhydona. Który biegł prosto na mnie. Natychmiast przesunąłem się w bok i puściłem na przebiegającego obok stwora porcję napalmu. Nie zachamował, walnął w drzewo i tak został. Wyszliśmy na polanę. Po chwili zobaczyliśmy Azuira i Alana. Z naprzeciwka usłyszeliśmy strzały. Natychmiast tam pobiegliśmy. To, co tam ujrzeliśmy, po prostu nas zatkało. Dwóch ludzi w CMC-330 i CMC-630 walczących z czterema dużymi Hydraliskami i jakimś Protossem. Natychmiast otworzyliśmy ogień do Hydr, a Protoss rozwalił jedną swoimi ostrzami. Jak tylko ciało ostatniego Zerga upadło, Pierworodny wyłączył ostrza i tarcze.
Zacząłem się zastanawiać, jak my się z nim dogadamy. Nasz psionik jest początkujący, więc nie zdoła nawiązać kontaktu z Protossem. I tu zaczyna się horror. Odwrócił się i sobie poszedł. Tak po prostu. A my jak staliśmy, tak staliśmy. Jako jedyny zachowałem przytomność umysłu i pobiegłem za istotą. Wtedy kapitan wydał rozkaz:
- Biegiem za tym Protossem! Próbki pozbieramy później! Ruszać dupy!
- Taa, masz rację. Ale widziałeś tego Protossa? - zapytał się Aleksander. - Inna długość ramion w stosunku do reszty ciała, niski jak na Protossa, brak wypustek telepatycznych. W ogóle dziwny jak na swoją rasę - mówił. Nie wiem, nie znam się na Protossach. Chociaż kilku spotkałem i jednego zrobiłem mocno przypieczonego, to szczegółów fizjologicznych nie zapamiętałem. Więc skoro medyk gada, że to dziwny gość, znaczy, że tak jest.
Doszliśmy za nim do sporej polany, na której było dużo posągów, resztki świątyń i tak dalej. Żaden z nas nie jest historykiem, ale wszystkich zachwyciły te budowle. Co do Protossa... to on szedł i nagle zniknął. Proxym natychmiast tam pobiegł i zapadł się do połowy pancerza. Okazało się, że Protoss wszedł do dziury, a Kosiarz w nią wpadł. I, co gorsza, utknął. Więc nasz Duch nie miał jak wejść do środka. Jako że zbliżał się czas końca misji, kapitan ustawił nadajnik i poszedł razem z Sheazarem i medykiem pozbierać próbki od Rhydonów. Duch wszedł na drzewo i obserwował. A ja z Tau'aa próbowałem wyciągać Strokovskiego z dziury. Bezskutecznie. Dopiero dropship go wyciągnął. Kapitan i reszta wrócili, wsiedliśmy na pokład i odlecieliśmy. Kapitan uznał, że lepiej byłoby wysłać bardziej liczną ekipę w lżejszych pancerzach. A do raportu doda współrzędne tej dziury i to, że zaobserwowano Zergi.
Ogólnie misja opłacalna. Kolejny tydzień spędziliśmy na pokładzie „Ostatniej Szansy”. Swoją drogą to tutaj trafiali ci, którzy nie dawali sobie rady gdzie indziej. Większość albo ginęła, albo odchodziła z wojska po pierwszej misji. A my nie, zostaliśmy. Misje zwiadowcze są tak naprawdę fajne. Lepsze niż walka na froncie, gdzie śmiertelność jest ogromna.
Dostaliśmy teraz misję ratunkową. Mieliśmy znaleźć i ochronić załogę trzech transportowców atmosferycznych. Jest tylko jeden szkopuł. Te transportery były wypełnione amunicją, więc dowództwu zależy na odzyskaniu tych transportowców. I jeszcze gorsza wiadomość. Zauważono Zergi w pobliżu.
Kod:

   ****
Raport z pierwszej misji ratunkowej 3 oddziału zwiadowczego. Stan: kompletny.
Nazwisko   Imię      Ranga         Specjalizacja            Stan
Grifman   Tiffany      Major         Marine                  OK
Kel'Tuzad   Artus      Szeregowy      Duch                  OK
Pavlenko   Vladimir   Kapitan         Technik               OK
Scully      Siergiej      Szeregowy      Firebat                  OK
Sheazar      Alan      St. Szeregowy   Heavy-Support            OK
Sternik      Aleksander   St. Szeregowy   Medyk                  OK
Strokovsky   Proxym      Szeregowy      Heavy-Support (Minigun)   OK
Tau'aa      Azuir      Szeregowy      Heavy-Support (MW)      OK
Cel: Znaleźć i ochronić trzy transportery. Załoga musi przeżyć. Istnieje zagrożenie ataku Zergów.
Czas trwania misji: do 10 godzin.
   *****

Taa, łatwe zadanie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nasza pani major, Tiffany, wyraźnie wpadła w oko Azuirowi. A on jej. Farciarz. Leciały z nami jeszcze cztery takie grupy.
Nagle usłyszeliśmy wybuch. Naszym dropshipem zatrzęsło.
- Zginiemy! Nie umiem latać! - zaczął krzyczeć Proxym.
- Cicho! Lepiej się przypnij do fotela! Scully, przypnij butle. Nie chcę tutaj wybuchu! - krzyczał kapitan i sam się przypiął. Przy czym w ciężkich pancerzach przypięcie oznacza wsadzenie uchwytów w dziury w fotelu.
Zrobiłem, co chciał kapitan. Zresztą dokładnie o tym samym pomyślalem. Przez ten czas pani major wstała i chwijnym krokiem zbliżała się do drzwi kabiny pilotów. Gdy je otworzyła, zobaczyła szybko zbliżającą się powierzchnię planety. Natychmiast rzuciła się do sterów i próbowała wyrównać lot. Niestety, i tak się rozbiliśmy.
- Dobra, czy wszyscy żyją? - zapytała się pani major. Odpowiedział jej chór głosów. Wyszła z kabiny nieco poobijana, poza tym Kel'Tuzad złamał rękę. Na szczęście moje butle wytrzymały tę próbę. Nasz medyk natychmiast uleczył duszka. Podczas gdy reszta starała się pozbierać, ja wyważyłem drzwi awaryjne. Albo raczej próbowałem, bo gdy zrobiłem zamach i właśnie miałem kopnąć, drzwi same odleciały z zawiasami. Gdy wyjrzałem na zewnątrz, zobaczyłem Hydraliska. Właśnie przymierzał się do strzału. Natychmiast schowałem głowę i pobiegłem po butle.
Przez ten czas Zerg chyba zmienił zdanie, bo słychać było, że się zbliża do statku. Gdy założyłem butle, podłączyłem do miotacza i powiedziałem komendę, Hydralisk wpakował sie do środka. Natychmiast zarobił od kapitana i Tau'aa, ja wyciągnąłem ramiona przed siebie i zacisnąłem pięści. Zdążył wystrzelić trzy-cztery kolce, ale odbiły się od pancerza. Natomiast mój napalm i pociski z Gaussów nie odbiły się od jego pancerza.
Podczas gdy Zerg uchodził za pochodnię, wyszliśmy z wraku. W pobliżu była kabina pilotów drugiego dropshipa. Bez pilotów. Reszta statku była rozrzucona w promieniu mniej więcej trzydziestu metrów. Wziąłem się za szukanie Zergów i ciał załogi drugiego transportowca.
Znalazłem Zerglinga przygniecionego kawałkiem blachy. Ledwo żywego. Skróciłem jego cierpienia strzałem w łeb z Enforcera. Potem znalazłem rękę w pancerzu. Właściciel raczej nie przeżył.
- Dobra, mamy misję do wykonania. Kel'Tuzad, biegniesz przodem. Reszta za mną! Biegiem, nie mamy czasu! - krzyczała pani major. Duszek już nas odsadził na parę metrów, gdy my dopiero zbieraliśmy się do biegu. Oczywiście, ja biegłem jako pierwszy, za mną był Strokovsky. Jako ostatni biegł Tau'aa.
Dobiegliśmy do miejsca „lądowania” trzeciego dropshipa. Co prawda był w jednym kawałku, pilotowi udało się wyrównać w miarę lot, więc tylko się porysował. Sam pilot nie przeżył. Przednią szybą trafił na jakiś długi, gruby korzeń. Gorzej, że obok był Lurker z trzema Hydraliskami. Chyba bardzo chciały dostać się do środka.
Nagle jeden z Hydralisków padł. Natychmiast ruszyłem otwierając ogień do Lurkera. Proxym rozkręcał miniguna, reszta waliła w pozostałe Hydraliski. Mój Zerg, od razu gdy się zapalił, zaczął biegać w kółko. Kolejna Hydra przewróciła się na plecy. Ostatnia wystrzeliła w Strokovsky'iego. Na szczęście kolec zatrzymał się na pancerzu. Wtedy Proxym skosił łeb Hydry.
Zanim jeszcze ostatnie z ciał Zergów padło, otworzyły się drzwi awaryjny i Hydralisk dostał jeszcze granatem w plecy. Niedobrze, bo właśnie biegłem w jego stronę. O ile podmuch nic mi nie zrobił, tyle lewy szpon razem z kawałkiem barku, który trafił prosto w pierś, już mnie przewrócił. A co robi przewrócony Firebat? Leży i wzywa pomocy. Dobrze chociaż, że butle nie eksplodowały.
Z drzwi wyszło sześć osób. Pięciu mężczyzn i kobieta. Czterech Heavy-Supportów, Medyk i Firebat. Albo raczej Firebatka. Przez ten czas dogonił nas Kel'Tuzad. Podeszła do mnie Firebatka, podała ręke i pociągnęła. Wstałem i spojrzałem w jej oczy.
Miała zielone oczy, rude włosy i młodą twarz. A może była młoda. Jeśli tak, nie dałbym jej więcej niż dwadzieścia lat. Miała nieco zmodyfikowany pancerz z wybrzuszeniami z przodu, żeby nie uciskał jej piersi. Taki „damski” pancerz. Staliśmy tak z dziesięć sekund, zanim kapitan krzyknął:
- Scully, pogapisz się później! Na razie mamy robotę do odwalenia! Ruszać dupy! - spojrzałem ostatni raz na nią, przymknąłem pancerz i pobiegłem naprzód. Ona biegła obok mnie, jako że była Firebatką.
Biegnąć dwa razy prawie się przewróciłem, tak byłem zamyślony. Zdaje się, że zakochałem się w Firebatce.
Dobiegliśmy do wzniesienia. Kel'Tuzad pobiegł przodem. Widzieliśmy, jak dochodzi do najwyższego punktu, kładzie się na ziemi i celuje.
- Dobra, widzę oddział Zerglingów, pół tuzina Hydralisków, Królową i sporo ciał. Chwila, osiem osób stoi w grupce obok Królowej, jedna leży na ziemi i skręca się z bólu. Prawdopodobnie infekcja lub Broodlingi. Raczej to pierwsze - zameldował Artus. Natychmiast nadeszła wiadomość od pani major:
- Miotacze i minigun chcę mieć z przodu. Scully, dowodzisz swoją grupą. Reszta dzielić się na trójki. Ja zostaję z Duchem. Biegiem!
Natychmiast wszyscy się rozdzielili. Kosiarz rozstawił trójnóg i przycelował w Królówke. Duszek namierzył Hydre, reszty nie widzieliśmy.
- Przez to wszystko zapomniałem się spytać, jak się nazywasz? - spytałem Firebatke. Spojrzała się na mnie, lekko zarumieniona, i odpowiedziała:
- Kate Carrie. A ty?
- Siergiej Scully. Dobra, biegnij za mną, Kate. Proxym, uważaj na butle - powiedziałem. Obydwoje skinęli głowami. Kel'Tuzad celował parę minut w najdalszego Hydraliska. Tiffany dała ręką znak, że czekamy na sygnał Artusa.
Widzieliśmy, jak powoli naciska spust. Rozległ się huk, pocisk przbił Hydraliskowi oczy i rozległa się kanonada. Ze wszystkich stron leciały pociski. W momencie gdy Hydra upadła na ziemię, ja z Kate ruszyliśmy z zarośli.
Gdy wybiegliśly, zobaczyliśmy trzy ciężkie transportowce. Z jednego, który był najbradziej na lewo, wylewało się paliwo, a w pobliżu walały się butle z napalmem. Kolejne miały różne uszkodzenia, ale wyglądały na całe. W środku tego trójkąta znajdowała się Królowa, parę Zerglingów i dwie Hydry. Na ziemi leżało osiem osób i jeden zainfekowany.
Natychmiast gdy znaleźliśmy się na polanie, z spod ziemi wyskoczyło parę kolejnych Zerglingów i trzy Hydraliski. Wyciągnąłem ramiona przed siebie i zacisnąłem pięści. Cztery Zerglingi spaliły się od razu, dwa zdążyły odskoczyć. Kate podpaliła dwie Hydry, trzecia powaliła Firebatke na plecy. Na szczęście butle nie eksplodowały. Zerglingi rzuciły się na jej nogi, Hydra przymierzyła się do ciosu w głowę. Zakląłem, wyłączyłem miotacze i przywaliłem Hydrze w łeb. Złamałem wszystkie szczęki Zerga. Kate przez ten czas włożyła ręce do gęb piesków i zacisnęła pięsći. Zerglingi zmieniły kolor na czarny, a ich oczy na pomarańczowy.
Podczas gdy my walczyliśmy z pierwszym punktem oporu, pozostali załatwili Królówkę i wszystkie Zerglingi. Hydraliski zabiły dwóch kumpli Kate, w tym medyka. To była ostatnia rzecz, jaką zrobiły. Pochyliłem się nad Kate i podałem jej rękę, mówiąc:
- Rewanżuję się. Może umówimy się na piwko po misji?
- Jeśli przeżyjemy to z chęcią się zgodzę, Siergiej - odpowiedziała i pociągnęła moją rękę. Wstała i pocałowała mnie w policzek. - To na szczęście - powiedziała mrugając.
Odwróciliśmy się w stronę transportowców. Prawie wszystkie Zergi już leżały martwe na ziemi. Królowa próbowała odlecieć, ale Strokovsky zrobił duże ilości dziur w jej płachcie lotnej. Podczas gdy się rozbijała, ostatni Hydralisk trafił Pavlenka. Vladimir przewrócił się i nie ruszał. Artus natychmiast rozwalił łeb potworowi, a przez ten czas reszta pobiegła do kapitana.
- Nie żyje. Dostał w głowę i w szyję. Po prostu rozwaliło mu mózg - powiedział Sternik. Wszyscy umilkliśmy na minutę, oddając mu cześć.
- Zaraz, leciały cztery desantowce, prawda? - zapytałem się po minucie. Gdy Tiffany pokiwała głową, powiedziałem:
- Jednym lecieliśmy my. Drugi był w kawałkach obok naszego. Trzeci znaleźliśmy po drodze. To gdzie jest czwarty?
Chwilę po tym, jak zadałem pytanie, rozległy się strzały z minigunów i C-10. Natychmiast ruszyła tam cała grupa. To, co zobaczyliśmy, po prostu nas zatkało. Sześciu heavy-supportów z minigunami i dwóch duchów z C-10 stało pośrodku ogromnych mas Zerglingów, Hydralisków, dwóch Ultrali i dwudziestuparu nieznanych mi stworów.
Wyglądały one jak nieco spłaszczone Zerglingi pozbawione „odnóży”na grzbiecie. Zamiast tego miały bardzo dużo kolców. Na ogonie miał grubsze kolce. Wymachiwały nimi, uderzając Zerglingi. Pieski nie miały szans na przeżycie.
- Jakby to powiedzieć... nie mamy szans z nimi. Nawet gdybyśmy rozwalili Zerglingi, Hydraliski i te nowe, zostają Ultraliski - powiedziałem. Uznałem, że to byłoby samobójstwo rzucać się na takie hordy wrogów. - Nic nie możemy zrobić. No trudno, zbieramy się. Artus, wezwij transportowce.
- Chyba ich nie zostawimy, Siergiej? - krzyknęła Kate. Była oburzona taką decyzją, ale też wiedziała, że nic się nie da zrobić i trzeba tych ludzi zostawić na śmierć w paszczach Zergów.
- Myślę, że jednak coś możemy zrobić - powiedział Sheazar. - Duch, namierz zbiornik paliwa i strzel w niego zapalającym. Tylko tyle możemy dla nich zrobić - mówił dalej Alan. Sam odwrócił się i szedł do rozbitych transportowców. Artus chwilę stał bez ruchu. Po namyśle jego odruchy wzięły górę i załadował komorę C-10 pociskiem zapalającym. Przez pół sekundy namierzał zbiornik paliwa i wystrzelił. Transportowiec ekplodował zabijając Duchów i czterech Heavy-Supportów. Jeden z tych, co przeżył, zaczął biec w kierunu wyrwy w gromadzie Zergów. Drugi próbował czołgać się za nim, ale natychmiast ten dziwny Zerg wskoczył na niego i walnał człowieka w głowę swoich ogonem najeżonym kilkoma dużymi kolcami. Żołnierz zginął od razu. Inny nowy Zerg przeskoczył nad ciałami i wystawił grzbiet w stronę uciekającego człowieka. Po sekundzie czy dwóch jeden z mniejszych kolców, które były na jego grzbiecie wystrzelił. Heavy-Support dostał w lewą rękę i przewrócił się. Zaczął krzyczeć, ale chwilę po tym, jak się przewrócił, Artus załadował zwykły pocisk i trafił zranionego żolnierza między oczy. Po chwili wstał ładując kolejne pociski do magazynka i poszedł za resztą grupy.
Jak szliśmy do transportowca to spotkaliśmy na mała grupkę Zergów. Cztery Zerglingi, Hydralisk i ten jeżozwierz. Hydralisk od razu dostał dwa pociski snajperskie w oczy. Zerglingi rzuciły się na mnie, więc poczęstowałem je ogniem. Sheazar natomiast starannie przycelował i trafił jeżyka prosto w głowę. Zerg padł. Jeden z Zerglingów zdołał odskoczyć, ale wpadł prosto pod ogień Kate.
- Dobra, mamy nowego Zerga całego. Firebaci, bierzcie go na ręce i do transportowca - krzyknęła Tiffany. Skądinąd słusznie, nowe podgatunki trzeba zawozić do labolatorium. - Tylko ostrożnie, nie wiemy, co jest w tych kolcach.
Po minucie doszliśmy do tych przeklętych transportowców. Artus i Azuir od razu wzięli się za rozstawianie sprzętu i wzywanie transportowców. Po chwili udało im się połączyć z dowództwem i dowiedzieli się, że transportowce właśnie wchodzą na orbitę, czyli będą u nas za jakieś pięć minut.
Kiedy w końcu przyleciały te transportowce, zaatakowały nas kolejne Zerglingi i Hydraliski. Jak tylko się pojawiły Kosiarz skosił kilka łbów zergowskich. Z jednego transportowców wyskoczyły dwa Goliaty. Zeskakując spadły na Zerglingi gniotąc je na naleśniki. Cztery ciężkie działka otworzyły ogień. Z transportowców wychylił się jakiś Marines i krzyknął:
- Wskakujcie! Nie mamy czasu! Widzieliśmy dużego Ultraliska, który biegnie w tę stronę! - machnął ręką w stronę południa. Z pozostałych transportowców wyskoczyli inni Marines i biegli do rozbitych statków. Wzięli się do wnoszenia amunicji do pustych statków. Nasza grupa zaczęła się pakować do tego transportowca, z którego krzyczał Marine. - Co to jest? - wskazał na martwego Zerga, którego dźwigałem razem z Kate.
- To? Sam nie wiem, wygląda na ewolucję Zerglinga. Spotkaliśmy kilka takich tam dalej, gdzie jest to ognisko - odpowiedziałem. Zrobił z lekka zdziwioną minę i odsunął się, aby nas przepuścić. Wsiedliśmy i rzuciliśmy stwora na podłogę. Kate osunęła się na ławkę z wyczerpania. Ja chwilę odstałem i wyskoczyłem, żeby pomóc w noszeniu amunicji. Zostawiłem tylko butle, żeby nie zawadzały. Kate westchnęła, zrzuciła butle i także wstała i wzięła się do noszenia. Zauważyłem, że reszta naszej grupy także to robi. Po kilku minutach Marine, który wcześniej do nas krzyczał, teraz powiedział:
- Dobra, to by było na tyle. Wszyscy do transportowców i lecimy stąd! Szybciej, ruszać się! - zaczął krzyczeć. - Biegnie do nas ogromny Ultralisk! - wszyscy, czyli jakieś pięćdziesiąt osób zareagowaliśmy identycznie: natychmiast rzuciliśmy się do transportowców, jakoś przymocowaliśmy amunicję i zapięliśmy się pasami bezpieczeństwa. Transportowce, jak tylko ostatni człowiek się zapakował, wystartowały. Po chwili odezwały się głośniki:
- Uwaga! Za minutę lądujemy w punkcie zbornym. Przegrupowujemy się i ruszamy prosto do bazy Zergów - w tle rozległy się klekoty karabinów Gaussa. Najwyraźniej kilka transportowców otworzyło włazy i Marines zaczęli naparzać w znajdujące się na ziemi Zergi. - Jest o tyle dobrze, że najcięższy opór, jakiego możemy się spodziewaæ to kilka Lurkerów, trochę Hydralisków i jakiś dwóch setek Zerglingów. Nie liczę oczywiście systemów obronnych poszczególnych zergowskich budynków.
- Sir, a te stwory, co ubiliśmy? Takie podobne do Zerglingów? - spytał się głos Azuira. Tak, dobre pytanie. Jeśli jest tam dużo takich to będzie ciężko coś zdobyć.
- Kolczatki? Podejrzewam, że z kilkoma się spotkamy, ale Goliaty i parę czołgów zapewni nam wystarczającą ochronę. Jeszcze jedna sprawa: w tej bazie znajduje się Cerebrant. Nie możemy go zabić. Templariusze są już gotowi do ogłupienia go i wyciągnięcia z niego wszystkich informacji. Jako że dołączyły do nas jeszcze dwa oddziały w niepełnym składzie zrobimy małe tasowanie - tu na chwilę przerwał, chyba po to, żeby sprawdzić, jakie mamy straty i kogo ma wolnego. - Dobra. Grin, idziesz pod dowództwo kaprala Scully'ego. Futherby i Kilminder, pod dowództwo major Griffman. Gratuluję awansu, kapralu - to, co teraz powiedział ten Marine całkowicie mnie zaskoczyło.
- Dzię... dziękuję, sir! - odpowiedziałem. Zdałem sobie sprawę, że nie wiem, jaki ten Marine ma stopień. Nie miałem dużo czasu na zastanowienie się. Chwilę później zatrzęsły się transportowce. Otworzył się właz i odruchowo ryknąłem:
- Ruszać się! Go go go! - i sam wyskoczyłem pierwszy. Za mną Kate i dwójka jakiś gostków, których nie znałem. Natychmiast rozbiegli się. Nie bardzo wiedząc, co zrobić, powiedziałem do mikrofonu: -Dobra, zbierzmy się w jednym miejscu. Jestem obok... - odwróciłem się, żeby policzyć transportowce. - ... trzeciego transportowca, taki raczej mocno czerwony. Po minucie zebrały się obydwie nasze grupy. - Pani major - spytałem się. - Czy może mi pani powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego ja zostałem kapralem a nie Sheazar?
- Starszy szeregowy? Dlatego, że ty jesteś najlepszym materiałem na dowódcę.
- Ale... no dobra, na razie mamy inne problemy – odpowiedziałem po chwili
- I właśnie dlatego jesteś dobrym dowódcą. Wiesz, kiedy nie dyskutować. Wracając do naszej misji... obawiam się, że chwilowo nie bardzo mamy co robić. Próbowałam skontaktować się z dowódcą operacji, niestety jak dotąd bez skutku. Na razie nie wychylajmy się i osłaniajmy tyły...
- Wszyscy przygotować się do wymarszu! Templariusze są gotowi do wykonania swojego zadania, musimy dać im zasłonę dymną! Oddziały zwiadowcze do mnie! - krzyczał jakiś żołnierz w komandorskim pancerzu CMC-330. Spojrzeliśmy po sobie, wzruszyliśmy ramionami i podeszliśmy do niego. Po chwili podeszło jeszcze około dwudziestu osób. - Jestem komandor Barankin, chwilowo dowodzę tą operację. Zobaczcie te mapy – powiedział dając całej grupie pięć map. - Jak widzicie teren jest raczej niesprzyjający dla naszych maszyn ciężkich. Na wschód od naszej pozycji prawdopodobnie jest wystarczająco twardy teren by się nie zapadły. Oddziały liniowe zajmą się przeprawą przez główną drogę, wy tymczasem poprowadzicie piątą pancerną i trzydziesty czwarty oddział Goliathów. Major Griffany dowodzi waszą grupą, dowódcami wsparcia są odpowiednio kapitan Starkan dla czołgów i pani kapitan Shikujana dla maszyn kroczących. Jakieś pytania?
- Czy dobrze zrozumiałem, że mamy iść tam tylko w trzydzieści osób i osłaniać czołgi?
- Tak, kapralu. Reszta ludzi jest potrzebna w głównej grupie uderzeniowej. Posiłków spodziewamy się za jakieś trzy godziny. Protossi za dwie muszą zacząć swoją akcję, inaczej Zergowie się zorientują i nas wykończą. Widzicie więc, że sytuacja nie wygląda zbyt dobrze... - spojrzał ze smutkiem po wszystkich. - Nie wszyscy wrócicie z tej bitwy, lecz wasze poświęcenie może przyczynić się do zwycięstwa i pokonania tego Cerebrate'a.
- Ta-a... jedyne, co możemy zrobić to starać się przeżyć - powiedziałem z lekką nutką sarkazmu.
- Nie ma co gadać, zbierajmy się. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej wrócimy do domu. Dziękuję za mapy, komandorze. Będziemy się komunikować na bieżąco. Major Griffany odmeldowuje się – powiedziała salutując. Komandor skinął głową, sam zasalutował i poszedł do głównej grupy. Major rozejrzała się po zwiadowcach licząc, iż kogoś rozpozna. Niestety, nikogo nie znała. - No dobra... chodźmy do pancernych. Siergiej, chwilowo jesteś moim zastępcą. Jakie macie specjalizacje? - zwróciła się do nieznanych nam osób. Wyszło, iż mamy w sumie piątkę Firebatów, trójkę saperów, dwójke medyków, Ducha, technika, parunastu zwykłych żołnierzy i com-techa. Kto wie? Może uda nam się jakoś dotrwać. Może.
Dziesięć minut później wyruszyliśmy z obozu. Na początku szedłem ja z Kate, za mną pierwszy z dwudziestu Goliathów. Czołgi jechały w kolumnie, osłaniane z boków przez Goliathy i piechotę. Przez dobre dziesięć kilometrów nic nas nie zaatakowało. Zergowie nas zauważyli dopiero przy wejściu do doliny, do drogi prosto na tyły ich bazy. Na szczęście obyło się bez strat w ludziach, choć jednego Siegie Tanka i dwa Goliathy musieliśmy zostawić. Jedna z maszyn kroczących straciła tylko układ żyroskopowy, więc generalnie była sprawna. Technikom udało się zdemontować kadłub z nóg, postawić na niewielkim podwyższeniu i ustawić w tryb automatycznej ochrony, więc przynajmniej mieliśmy złudzenie bezpieczeństwa. Lepsze to niż nic.
W miarę, jak napływały komunikaty z głównej grupy zaczynaliśmy się spieszyć. W końcu, po półtorej godzinie marszu, udało nam się zająć pozycję wyśmienitą do użycia Siegie Tanków. Kapitan Starkan wydał odpowiednie rozkazy i ocalałe czternaście czołgów rozstawiło się do trybu oblężniczego. Goliathy pozajmowały pozycje wokół czołgów i przykucnęły, by nie stracić równowagi przez przypadek. A my, piechurzy, jako że nic się na razie nie działo, mogliśmy sobie pooglądać rzeź bazy Zergów. Nie powiem, bardzo przyjemny widok. Mniej więcej minutę po wkroczeniu głównych sił do bazy nasze czołgi rozpoczęły ostrzał, co natychmiast zwróciło uwagę paru Overlordów. Nie wiem, czy były wcześniej wypełnione innymi Zergami czy też po drodze je zabrały, ale jakiś kilometr od nas wyrzuciły z siebie całkiem sporo Zerglingów wspartych oddziałem Hydralisków i Ultraliskiem. Pewnie gdzieś przyczaił się też jakiś Lurker, jeśli nie kilka. Zareagowaliśmy błyskawicznie biegnąc do zawczasu przygotowanych osłon i prymitywnego okopu. Jak zwykle Firebaci zajęli miejsca w pierwszej linii, poza tym dołączył do nas Strokovski i jeszcze dwóch Heavy-supportów, w tym miał granatniki. Swoją drogą całkiem przydatna zabawka na duże chmary Zergów.
Zanim pierwsze kundle się zbliżyły piątka Goliathów odpaliła swoje rakiety typu ziemia-powietrze prosto w Ultrala. Pierwsze dwie pary rakiet rozwaliły jego pancerz, kolejne dwie rozerwały brzuch. Z ostatniej pary jeden pocisk trafił prosto w łeb krowy dokańczając dzieła, drugi poleciał w stronę Overlorda. Nie jestem pewien, czy to specjalnie zrobił któryś operator czy też przypadkiem, ale zaskoczył stwora. Nie zdążył on uniknąć pocisku ani użyć swych zdolności psionicznych do zmiany kierunku lotu rakiety. Trafiła ona prosto w szyję Zerga. Martwe cielsko poleciało z powrotem do bazy Zergów, zwalając się prosto na dość dużą część ich odwodów. Skutki były dość oczywiste, choć my dowiedzieliśmy się o tym trochę później. Mieliśmy w tym czasie własne problemy w postaci przynajmniej setki Zerglingów. Co prawda przez chwilę zachowywały się w sposób niezbyt zorganizowany, jakby straciły pewność siebie ale chwilę później rozpoczęły szarżę. Jak się zbliżyły na odległość mniej więcej dwudziestego metra Goliathy otworzyły ogień ze swoich podwójnych działek Gatlinga. Po chwili ocalałe resztki dotarły do okopów, więc my, Firebaci, poczęstowaliśmy je napalmem, a reszta piechoty wspomogła nas ogniem swoim Gaussów. Jak tylko ostatni Hydralisk padł na ziemię wydając ryk agonii usłyszałem komunikat z czołgowego głośnika:
- Templariusze wykonali swoje zadanie. Czwarta pancerna, skierujcie działa na nasz cel główny. Strzelać bez rozkazu i do oporu – mówił komandor.
- Yes sir! - odpowiedział jakiś czołgista i jako pierwszy strzelił. Sekundę potem dołączyły do niego pozostałe czołgi, w ciągu minuty zabijając i obracając w popiół ogromne cielsko Cerebrate'a.
- Zadanie wykonane, komandorze. Czwarta pancerna pakuje manatki i jedzie do punkty zbornego Beta. Bez odbioru – powiedział kapitan Starkan. I rzeczywiście, czołgi oddały jeszcze ze dwie-trzy salwy i zaczęły chować podpory. My także zaczęliśmy się zbierać i przygotowywać do wymarszu. Teraz wszyscy byli w dużo lepszych humorach niż wcześniej, bo nikt ze zwiadowców ani z grup zmechanizowanych nie zginął. Droga do punktu zbornego Beta odbyła się bez zakłóceń, bo choć co chwila spotykaliśmy jakieś Zerglingi i Hydraliski, to nie były one zdolne do czegokolwiek innego niż rzucenie się do ataku prosto do pierwszego celu, jaki zauważyły. Odpowiedź była zazwyczaj krótka i treściwa w postaci serii Kosiarza albo któregoś z Goliathów.
Załadunek odbył się sprawnie, ocalałe oddziały zwiadowcze upakowano do trzech dropshipów, które natychmiast po zamknięciu klap wystartowały. Cóż, kolejna misja zakończona powodzeniem, poza tym odkryliśmy nowy gatunek wroga. Prawdopodobnie silny, choć niezbyt wytrzymały.

Kod:
*****

Raport z pierwszej misji ratunkowej 3 oddziału zwiadowczego. Stan: niekompletny.
Nazwisko   Imię      Ranga         Specjalizacja               Stan
Grifman      Tiffany      Major         Marine                  Lekkie obrażenia
Kel'Tuzad   Artus      Szeregowy      Duch                  Średnie obrażenia
Pavlenko   Vladimir   Kapitan         Technik                  MARTWY
Scully      Siergiej      Kapral         Firebat                  Dobry
Sheazar      Alan      St. Szeregowy   Heavy-Support            Średnie obrażenia
Sternik      Aleksander   St. Szeregowy   Medyk                  Lekkie obrażenia
Strokovsky   Proxym      Szeregowy      Heavy-Support (Minigun)      Dobry
Tau'aa      Azuir      Szeregowy      Heavy-Support (Saper)      Lekkie obrażenia
Cel: Znaleźć i ochronić trzy transportery. Załoga musi przeżyć.
Cel dodatkowy: Znalezienie i wyeliminowanie Zergowskiego Cerebrate'a.
Misja zakończona sukcesem.
Czas trwania misji: 13 godzin wraz z ewakuacją z pola bitwy.
Uwagi: Oddział trzeci stracił dowódcę, tymczasowo awansowany na stopień porucznika zostaje kapral Siergiej Scully. Oddział trzeci związku z dobrą współpracą z oddziałem pięćdziesiątym czwartym zostaje z nim scalony i dostaje nowy numer: sto piąty. Major Tiffany Grifman zostaje przeniesiona do jednostek frontowych za specjalne zasługi na polu bitwy. Uzupełnienia do oddziału sto piątego powinny nadejść w ciągu tygodnia. Obecny stan osobowy oddziału: 9 osób. Docelowy stan osobowy oddziału: 20 osób.
Kapral Scully i kapral Carrie dostają zezwolenie na wspólną kajutę za zasługi na polu bitwy.

*****


Mniej więcej tydzień po wyprawie ratunkowej odbył się pogrzeb wszystkich poległych podczas misji. Wszystkich poległych, których ciała zostały odnalezione. Oddziały trzydziesty dziewiąty i siedemdziesiąty drugi nie doczekały się, gdyż w transportowiec pierwszego wpadł jakiś Scrouge a drugi musieliśmy wysadzić. Na szczęście nie ma żadnych dowodów, iż to my ich zabiliśmy ale też nikt specjalnie dowodów tych nie szukał. Oficjalna wersja mówi, iż jeden z pilotów w akcie heroizmu postanowił poświęcić swój statek i siebie by dać czas pozostałym grupom na wypełnienie misji. Po części było to nawet prawdą, choć sam zainteresowany pewnie by w ten sposób nie powiedział, gdyby jeszcze żył.
Sam pogrzeb odbył się szybko. Trumny ze zmarłymi zostały w tym samym momencie wystrzelone w kierunku żółtej gwiazdy, wokół której aktualnie przelatywała “Ostatnia Szansa”. Wszyscy obecni oddali salut dzielnym żołnierzom, a gdy straciliśmy ich z oczu rozeszliśmy się. Naszą grupę, osłabioną moralnie przez stratę kapitana i częściowo wzmocnioną liczebnie przez oddział Kate, czekała dzisiaj nowa misja. Misją tą było poznanie naszego uzupełnienia, kolejnych jedenastu osób przeniesionych z różnych miejsc Sektora Korpulu. Podobno jeden jest nawet prosto z Ziemi, jest jednym z uciekinierów armii United Earth Directory. Fajnie, może coś opowie nam o naszej pradawnej ojczyźnie. Podczas poznawania uzupełnień miałem zostać awansowany na kapitana, głównie z powodu braku lepszych kandydatów, bo Alan odmówił. Kate została awansowana na stopień sierżanta, a Azuir na kaprala. Porucznik, drugi sierżant i kapral mieli być z uzupełnień.
Swoją drogą, poza zwiększeniem naszego stanu osobowego przekwalifikowano nasz oddział na kategorię ciężkiego wsparcia. Mieliśmy teraz mieć miesiąc dość intensywnego treningu, a potem pierwsza misja w nowej kategorii. Też milutko. Mam przedziwne wrażenie, a Kate zgodziła się ze mną, że teraz będziemy dostawali misje bardziej frontowe, co może nam zaszkodzić. Nie tyle mi i Kate, bo nasz związek póki co kwitnie, a ile nam jako oddziałowi. Skoro już zszedłem na temat mnie i Kate... udało mi się wynegocjować od szefostwa wspólną kajutę dla nas. Myślę, że może to być głównie zasługa odkrycia nowego gatunku zergowskiego. Albo po prostu ktoś spojrzał łaskawym okiem na parę młodych, zakochanych ludzi. Ta-a... pomarzyć dobra rzecz. Póki co jest fajnie i planujemy, by tak zostało. No i chcemy, by za jakiś czas przeniesiono nas do jakiegoś garnizonu, gdzie byłoby trochę więcej miejsca i spokoju, bo jednak okręt to okręt, nawet jeśli jest to Battlecruiser, więc pewne ograniczenia ma.





Póki co tyle. Jest to chyba moja perełka, jedyne opowiadanie które doczekało się światła dziennego i jest nadal rozwijane. Pierwsza publikacja na forum autorskiego systemu RPG w świecie StarCrafta, TU jest link. Opinie mile widziane. Nie odpowiadam za imiona i nazwiska, jest to opowiadania pisane na podstawie sesji SC RPG. Oceny na forum systemu raczej pozytywne (brak negatywnych). Smile

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.